Majestatyczny Angkor Wat, poruszająca i wciąż żywa historia reżimu Czerwonych Khmerów, azjatycki streetfood oraz mało znane rajskie wyspy – to wszystko znajdziecie w Kambodży. Kraju leżącym na szlaku backpackerów tłumnie ściągających do nieodległej Tajlandii, który oferuje jednak nieco inny klimat i atrakcje. Jest bardziej surowo, dość biednie, ale nadzwyczaj ciekawie dla tych, którzy podczas podróży lubią dotykać historii. Kraju, ludzi, kuchni i… polityki.

Po czterech dniach w Bangkoku wsiadamy na pokład samolotu Air Asia (lokalne linie i tanie bilety do krajów Azji) i po godzinie lądujemy  w Siem Reap. To turystyczny przystanek numer 1 w Kambodży. Samo miasteczko zostało zaprojektowane pod potrzeby milionów turystów, którzy przyjeżdżają tu zwiedzić pobliski kompleks świątyń dawnego imperium Angkor z największym monumentem sakralnym świata, Angkor Wat.  Do czasów rewolucji przemysłowej było to największe miasto zamieszkane przez milion ludzi – stolica ówczesnego imperium Khmerów. To Khmerowie byli potęgą w Indochinach, w ich władaniu były tereny dzisiejszej Tajlandii, Birmy i Laosu. Dla nas to gigantyczne zaskoczenie! Jak taka cywilizacja mogła upaść, a po kilku wiekach kraj wiodący niegdyś prym, stał się jednym z najbiedniejszych w tej części świata? Po drodze była jeszcze francuska kolonizacja, a w latach 70. XX wieku tzw. kambodżański Holocaust, czyli krwawe rządy Pol Pota, które w ciągu pięciu lat doprowadziły do śmierci ¼ ludności Kambodży. To dlatego na ulicach nie zobaczycie właściwie starszych ludzi…Ponad połowa obecnych mieszkańców ma poniżej 25 lat.

Ile czasu potrzeba na zwiedzanie Kambodży?

Na zwiedzanie Kambodży możecie zaplanować 4-5 dni (wersja minimum) lub dodać kilka dni na zwiedzenie okolic jeziora Tonle Sap i wyprawę na rajskie wyspy na południu. Opcja druga tylko przy akceptacji zasady „my mamy zegarki, oni mają czas” oraz dużej tolerancji dla podróży z kategorii – jedziemy 180 km przez 8 godzin lokalnym busem i przytulamy się wszyscy do siebie nieustannie ;). Dobrze jest jeszcze mieć parędzięsiąt dolarowych zaskórniaków na wypadek, gdyby kogoś trzeba było przekonać, że naprawdę musicie kupić te bilety, które już się skończyły, choć teoretycznie nie miały prawa się skończyć.

Nr 1: Największa atrakcja Kambodży – kompleks świątyń Angkor

W ciągu 2-3 dni zwiedzicie kilkanaście świątyń dawnego imperium Khmerów odkrytych na terenie porośniętym dżunglą. Robią ogromne wrażenie i zdecydowanie warto przylecieć do Siem Reap, żeby je zobaczyć. W każdym hotelu otrzymacie ofertę na wynajęcie tuk-tuka na całodzienne zwiedzanie. Są dwie trasy, które pozwalają zobaczyć najważniejsze świątynie – tzw. big tour i small tour. Za pierwszą zapłacicie około 27 dolarów, za mniejszą 20 dolarów (choć jest krótsza, jest w niej więcej i większych świątyń, trwa zdecydowanie dłużej od big tour). W cenie macie tuk-tuka z kierowcą na cały dzień. Bilet wstępu do kompleksu Angkor kupuje się osobno – 3 dniowy kosztuje 62 dolary (ceny z listopada 2019 roku). Nie opłaca się kupować jednodniowych, gdyż pojedyncze na dwa dni są droższe od trzydniowego. Można wybrać się jeszcze trzeciego dnia na zwiedzanie dalszych świątyń, położonych około 50 km od Siem Reap. To już większa wycieczka dla chętnych, mało komfortowa tuk-tukiem. My po dwóch dniach, mimo zachwytu nad świątyniami, mieliśmy tryb #nomoreruins :).

Każda świątynia jest inna, wszystkie warte zobaczenia w ramach small i big tour w ciągu pełnych dwóch dni. Tyle naprawdę Wam wystarczy. Nam najbardziej zapadł w pamięć oczywiście Angkor Wat, ale też Bayon z posągami twarzy zwróconych w cztery strony świata, Ta Phrom z gigantycznymi korzeniami wrastającymi w mury (znana z filmu Tomb Rider) i podmokłe okolice, gdzie zatopiona jest jedna z mniejszych świątyń – do zobaczenia w ramach tzw. big tour.

Po całodniowym zwiedzaniu będziecie mieli ochotę na solidną porcję relaksu i kambodżańskich specjałów. Możecie zostać w hotelu i raczyć się masażami albo udać się na tzw. Pub Street, gdzie znajdziecie setki barów, knajpek, sklepików i salonów masażu. Te ostatnie nie są najbardziej wyrafinowane, jeśli zależy Wam na okazyjnej cenie 3-4 dolarów za godzinny masaż stóp i łydek, ale naprawdę warto spróbować. Za standard „europejski” zapłacicie tyle, co w polskim salonie masażu w centrum Warszawy, więc do rozważenia, czy ma to sens ????. My woleliśmy doświadczyć standardu lokalnego. Nasze na nowo narodzone stopy poniosły nas uliczkami wokół Pub Street, gdzie „zgubiliśmy się” w poszukiwaniu knajpki z lokalnymi przysmakami. Polecamy Wam szczególnie tę: BBQ Khmer Food. Spróbujcie zestawu bbq lub dwóch kambodżańskich flagowców, czyli Lok Lak i Amok. Pierwsze to siekana wołowina w charakterystycznym sosie z warzywami i ryżem. Drugie to kurczak lub owoce morza podawane w sosie na bazie mleka kokosowego z dodatkami, często serwowane w orzechu kokosowym.

Rada: Hotel nie musi być blisko Pub Street, na nią zawsze dojedziecie tuk tukiem na 2 dolary. Zarezerwujecie po prostu dobry hotel, gdzie będzie Wam się miło odpoczywało po zwiedzaniu. A dobre hotele w Kambodży są wyjątkowo tanie. My zarezerwowaliśmy Central Blanche i choć nie był zły, to bez fajnego widoku, taki przeciętny. Spodziewaliśmy się czegoś więcej patrząc na jego zdjęcia.

Wschód i zachód słońca nad Angkor Wat

Warto, ale nie wszystko na raz. Zdecydowaliśmy się wstać o 4:30 i ruszyć tuk-tukiem na upolowanie najsłynniejszego widoku na Angkor Wat o wschodzie słońca. To ten znany z pocztówek i chyba najpopularniejszy w internecie. Na miejscu zastaliśmy dzikie tłumy. Uprzedzeni, że trzeba od razu kierować się nad jeziorko po lewej stronie, skręciliśmy stosownie sadowiąc się na murku przed wejściem do kompleksu. Tym sposobem uniknęliśmy tłumów, które kłębią się wewnątrz nad mniejszym jeziorkiem. Widok mieliśmy z szerszej perspektywy i naprawdę był wart tej porannej pobudki. Po serii jakichś 150 ujęć na każdym z telefonów (bo co sekundę, to inne światło, no i odwieczny wyścig, czy Iphone czy też Huawei uchwyci lepiej 🙂 odpakowaliśmy hotelową wałówkę z kawowym akompaniamentem w zawrotnej cenie 2 dolarów za americano. Chwila przerwy i ruszyliśmy w nasz big tour po dalszych świątyniach.

Angkor Wat wschód słonca
Wschód słońca nad Angkor Wat

Zachód słońca nad Angkorem sobie odpuściliśmy po przeczytaniu rekomendacji na innych blogach. Nie było nam po drodze, żeby na niego czekać. Do tego najlepiej widać go ze świątyni, do której na raz wpuszczanych jest 300 osób. My już byliśmy za bardzo zmachani dwudniowym zwiedzaniem, żeby jeszcze stać w kolejce po widok zachodu słońca… Jeśli jednak przyjeżdżacie do Angkoru na dłużej, warto wiedzieć, że kupując bilety w dzień poprzedzający zwiedzanie, macie wieczorny zachód tego dnia gratis. Do rozważenia.

Nr 2: Phnom Pen – ślady reżimu Czerwonych Khmerów i Pola Śmierci

Na pobyt w stolicy zarezerwujcie sobie dwa noclegi. Najlepiej zaplanować wieczorny lot po całodniowym zwiedzaniu Angkoru. Z Siem Reap dolecicie tu w godzinę. Po noclegu w hotelu z rana złapcie tuk-tuka – na ulicy jest ich pełno – i za 15-17 dolarów jedziecie najpierw do muzeum – więzienia Tuol Sleng a potem na Pola Śmierci położone poza miastem. Całość zajmie około 6-7 godzin. To będzie bardzo trudna emocjonalnie wyprawa, ale naprawdę warto. Inaczej nie poznacie historii Kambodży. Zresztą to doświadczenie daje też nowe spojrzenie na historię drugiej połowy XX wieku, które nam w Europie jest mało znane. W trakcie podróży czytałam książkę „Pola Śmierci”, którą bardzo Wam polecam jako przygotowanie do zwiedzania kraju. Historia życia pod rządami Pol Pota oczami lekarza, który został wygnany na wieś i zmuszony do pracy w kolektywie. Na tle jego losów zobaczycie obraz Kambodży lat 70. i konsekwencje krwawego ultrakomunistycznego reżimu, które widać do dziś.

Wieczór w gwarnych uliczkach Phnom Pen i spacer nad Mekongiem

To nie koniec zwiedzania z mocnym, emocjonalnym akcentem. Phnom Pen wieczorem nabiera urokliwego kolorytu i rozbłyska światłami. Na bulwarze wzdłuż Mekongu jest bardzo klimatycznie. Tak sobie spacerowaliśmy, tu podjadając Pho, tam pijąc drinka w skybarze (bardzo warto), gdzie indziej wpadają na półgodzinny masaż stóp za 4 dolary, aż w końcu zapuściliśmy się w uliczki odchodzące od bulwaru. Pełne barów, azjatyckiego zgiełku i straganów z lokalnymi smakołykami. Pośrodku tego mijamy bar podświetlony na czerwono. Dwóch wyglądających na nieźle wykształconych i nienagannie odzianych zachodnich turystów, panów w wieku średnim, a w ich objęciach dwie młodziutkie Kambodżanki. Dziewczynki w wieku nie więcej niż 14 lat. Nikt nie reaguje. Przecież to tutaj taki “standard”. Jest popyt, jest podaż. Takich barów minęliśmy kilka w ciągu dwóch kwadransów.

Dwie ulice dalej znajduje się wyjątkowe miejsce – Daughters of Cambodia Visitors Centre. Na parterze można kupić piękne rękodzieło i tekstylia wykonane przez młode kobiety, którym ośrodek umożliwia ucieczkę z seks biznesu. Na pierwszym piętrze jest kawiarnia, gdzie pracują podopieczne. Na drugim Spa dla kobiet. Dziewczyny uczą się w ośrodku nowego zawodu i nowego życia. Refleksję mam jedną. Jak to jest, że najpierw Zachód przymykał oczy na okrucieństwa reżimu Pol Pota, które doprowadziły do śmierci 1/4 ludności Kambodży, a teraz przymyka się oczy na to, że w tym kraju dziewczynki (!) są powszechnie wykorzystywane do pracy w seks usługach? Kim są ci ludzie “z Zachodu” , którzy tu przyjeżdżają i robią taką krzywdę tym dziewczynkom? Nie mieści mi się to w głowie.

Podsumowanie

Kambodży mówimy zdecydowane TAK :). Jednak pamiętajcie, że jest to wyprawa z dużą dawką emocji zważywszy na historię i obecną sytuację odbudowującego się, ale wciąż bardzo biednego kraju. Warto zobaczyć ten inny świat na własne oczy i wyciągnąć własne wnioski. Dla mnie była to wyprawa z kategorii bardzo ciekawych poznawczo, mocno emocjonalnych i zdecydowanie mniej rozrywkowych niż zwiedzanie sąsiedniej Tajlandii. 

Zostaw komentarz